Adam Frączczak w Pogoni Szczecin jest od 2011 roku, ale choroba i kontuzje sprawiły, że ostatnio zamiast liderem, stał się rezerwowym. – Mam nadzieję, że jak wznowimy rozgrywki, to ze zdrowiem będzie wszystko w porządku i znów wywalczę sobie miejsce w podstawowej jedenastce. Zwłaszcza, że musimy być przygotowani na maraton meczów, bo będziemy grali co kilka dni – twierdzi 32-letni napastnik.
Rozpoczęliście przygotowania, by dokończyć sezon. Jak wyglądają?
Na razie codziennie wypełniamy ankiety, które wysyłamy do naszych lekarzy. Jest tam mnóstwo pytań dotyczących naszego zdrowia. Pytają nas przede wszystkim o objawy, które mogłyby świadczyć o zakażeniu koronawirusem. A więc czy mamy kaszel, katar, problemy z oddychaniem, czy dokucza nam ogólne zmęczenie i mamy siniaki na nogach. Tym ostatnim byłem zaskoczony, ale okazuje się, że to też może świadczyć o zakażeniu wirusem. Dwa razy dziennie, rano i wieczorem, mierzymy też temperaturę. Ten tydzień będziemy jeszcze trenować indywidualnie, jak przez ostatni miesiąc, ale w kolejnym mamy rozpocząć zajęcia w dwójkach na boisku. To jednak bardziej będzie bieganie niż ćwiczenia z piłkami. Następnym krokiem ma być zrobienie testów na koronawirusa. Wtedy wiele może się wyjaśnić. Powinna zapaść decyzja o treningach w grupach, ale chyba wciąż bez kontaktu. Tak jak to wygląda teraz w Bundeslidze. Mam nadzieję, że wszystko będzie szło po naszej myśli i kolejne decyzje będą nas przybliżały do wznowienia rozgrywek.
Jesteście poddani kwarantannie?
Jeśli chodzi o izolację, to mamy ograniczać kontakt z ludźmi. Zagraniczni piłkarze już siedzą w domach, trenują na rowerkach stacjonarnych i mają treningi online. Wychodzimy pobiegać, ale najlepiej robić to w ustronnych miejscach. Musimy być bardzo ostrożni i świadomi, bo szkoda byłoby jednym głupim krokiem zmarnować wysiłek całej drużyny. Jeszcze tydzień czy dwa powinniśmy wytrzymać, skoro już tak długo siedzimy w domach. Trzeba uważać, bo gdyby choć jeden z nas zakaził się wirusem, to zaczną się komplikacje, których wszyscy chcemy uniknąć.
Na przełomie 2018 i 2019 roku, po usunięciu guza w przysadce mózgowej, dużo czasu spędził pan w domu. To sprawiło, że teraz łatwiej jest siedzieć w czterech ścianach?
Pewnie tak, choć tych sytuacji nie da się porównać. Wtedy było trudniej przede wszystkim dlatego, że drużyna normalnie trenowała i rozgrywała mecze, a ja nie mogłem z nimi być. Teraz wszyscy siedzą w domach. Poza tym wtedy wielu rzeczy nie mogłem robić, a teraz dzień naprawdę szybko mija. Na pewno nauczyłem się planować, bo to pomaga i nie ma wtedy czasu na niepotrzebne zastanawianie się, co będzie dalej. Po śniadaniu mam trening, a potem pomagam synowi w lekcjach. Gdy robi je sam, poczytam książkę lub podszkolę się z angielskiego. Potem obiad, chwila relaksu i ćwiczę z synem, który jest w akademii Pogoni. Następnie czas na mój trening, kolacja i dzień się kończy. W niedzielę zwykle leniuchowaliśmy, poświęcaliśmy cały dzień na relaks, książki i fajne seriale.
W Pogoni chcecie grać, bo z klubów dochodzą różne sygnały?
Ja na pewno tęsknię za powrotem na boisko. To moja pasja. Czytałem, że w Hiszpanii jeden z piłkarzy powiedział, że nie zamierza grać i komentarze były raczej negatywne. Rzeczywiście słyszę, że kluby w ekstraklasie są podzielone i nie wszystkie chcą wracać na boisko. Mnie bardzo brakuje treningów i meczów. Zdaję sobie sprawę, że dokończenie sezonu niesie za sobą ryzyko, choć mniejsze bezpośrednio dla piłkarzy, którzy są wysportowani, zdrowi i silni. Łatwo jednak zakazić kogoś innego, kto już może mieć większe problemy z przezwyciężeniem choroby. Piłka nożna jest tylko rozrywką dla ludzi, nie jest najważniejsza na świecie, ale my ją kochamy. To też nasza praca, choć akurat aspekt finansowy jest gdzieś daleko z tyłu.
Nie wszyscy piłkarze chcieli się jednak zgodzić na obniżkę kontraktów. Jak to było w Pogoni?
Wszyscy wiedzą, że piłkarze dobrze zarabiają i nawet jeśli przez pół roku dostaną tylko połowę pensji, to nie umrą z głodu. Tu bardziej chodzi o komunikację w klubie. Szczera indywidualna rozmowa jest najważniejsza. W Pogoni przekaz od działaczy do nas był właściwy. Zrozumieliśmy nie tylko sytuację klubu czy ekstraklasy, ale kraju i całego świata. Dramaty mogą przeżywać ludzie, którzy tracą pracę i mają problemy, by przeżyć do pierwszego. Piłkarze na razie spokojnie sobie poradzą.
Po wspomnianej operacji wrócił pan na boisko, ale kolejne kontuzje sprawiają, że nie może pan wywalczyć miejsca w podstawowej jedenastce.
Rzeczywiście, mam ostatnio pecha. Jak wróciłem na początku tego sezonu, to już w pierwszym występie skręciłem kostkę i pauzowałem dwa miesiące. Kiedy doszedłem do siebie, walczyłem o miejsce w podstawowym składzie, ale byłem głównie rezerwowym. W przerwie zimowej wszystko szło dobrze aż do ostatniego sparingu przed ligą. Pojawiły się problemy z mięśniem dwugłowym, a nawet bardziej z rwą kulszową. Przy takim urazie potrzebny jest czas. Zastanawiam się, dlaczego tak jest, ale nie ma jasnej odpowiedzi. Wcześniej właściwie nie miałem kontuzji, a teraz przytrafiają mi się częściej. To część tego sportu, choć brzydsza, to trzeba sobie z nią radzić. Mam nadzieję, że jak wznowimy rozgrywki, to ze zdrowiem będzie wszystko w porządku. Zwłaszcza, że musimy być przygotowani na maraton meczów, bo będziemy grali co kilka dni.
Jest pan w Pogoni już dziesiąty sezon i stał się ikoną klubu. Zwykle był pan podstawowym piłkarzem…
I chciałbym wrócić do jedenastki! Liczę, że uda mi się jeszcze osiągnąć coś dużego z tym zespołem. Pochodzę z Kołobrzegu skąd najbliżej do dużego klubu było do Szczecina. Brat jeździł na mecze Pogoni, a wujek w niej grał. Kiedy byłem w Żakach Kołobrzeg, graliśmy spotkania w Szczecinie. Każdy mówił, że marzy, by być w Pogoni. I choć moja droga do tego klubu była okrężna i wiodła przez Bielsko-Białą czy Warszawę, to w końcu te marzenia zrealizowałem. Widzę jak rozwija się klub, a także zespół i wierzę, że Pogoń będzie walczyła o najwyższe cele. Nie wiem, czy ze mną, czy już beze mnie. Ja na pewno zamierzam grać jak najdłużej. Za pięć lat też, choć nie wiem czy to będzie jeszcze praca, czy już tylko zabawa. Nie wyobrażam sobie życia bez piłki.
Rozmawiał Mateusz Ciecierski